środa, 23 listopada 2016

Rozdział VI

          Wiem, że chciałaś mnie chronić i nigdy nie przestałaś mnie kochać. Wmówiłaś mi zdradę, chcąc, abym nie cierpiał z powodu Twojego odejścia.
          Nie wzięłaś jednak pod uwagę poziomu mojej inteligencji i tego, że mogę poznać prawdę dotyczącą Twojego niemal idealnego planu pozbycia się mnie i zapewnienia mi bezpieczeństwa. Czuję się bezużyteczny - powszechnie znana jest opinia o tym, że to mężczyzna powinien chronić kobietą, nie odwrotnie.
          Jestem żałosny. Nie zapewniłem Ci bezpieczeństwa, to przeze mnie leżysz teraz ledwo żywa w szpitalu.
          Szybkim krokiem zmierzam w stronę Oddziału Intensywnej Terapii. Chcę jak najszybciej móc z Tobą porozmawiać, przytulić Cię, powiedzieć, że wszystko Ci wybaczam i po prostu być przy Tobie.
          Naciskam klamkę, popycham lekko drzwi i już chcę wejść do sali, w której się znajdujesz, gdy nagle słyszę głos lekarza.
          - Nie może pan tam wejść - oznajmia mi. Spoglądam na niego zaskoczony, a w następnej kolejności zerkam na wiszący na ścianie zegar.
          - To przecież czas odwiedzin - stwierdzam, na co ten przytakuje.
          - Nie może pan tam wejść z kwiatami - uśmiecha się pobłażliwie, kierując swój wzrok na trzymany przeze mnie bukiet błękitnych róż. Gdy jechałem do Ciebie, zobaczyłem stojącą na chodniku kwiaciarkę i stwierdziłem, że na pewno ucieszy Cię taki drobny prezent. Kobieta doradziła mi wzięcie niebieskich kwiatów, ponieważ, podobno, są symbolem wiecznej wierności.
          - Cóż... - kręcę głową z niezadowoleniem - W takim razie proszę je wziąć - wpycham wiązankę w ręce lekarza - Pana żonie na pewno się spodobają - dodaję, puszczając mu oczko i nie czekając na jego reakcję, przekraczam próg między korytarzem a salą, w której leżysz.
          Stawiam drobne kroki, pełne obawy, gdy kieruję się w stronę Twojego łóżka. Unosisz lekko głowę i obojętnie na mnie spoglądasz. Opadasz bezwładnie na poduszkę i szepczesz cicho lecz stanowczo:
          - Wyjdź stąd.
          Nie wychodzę.
          Robisz dobrą minę do złej gry. Mówisz, że nie chcesz mnie widzieć, wspominasz o nienawiści, jaką mnie darzysz, ale oboje wiemy, że cieszy Cię moja obecność. Każde wypowiedziane przez Ciebie kłamstwo na mój temat działa na mnie jak płachta na byka. Jedna fałszywa informacja o Twoich uczuciach to dwa kroki, które pokonuję, aby zniwelować dzielącą nas odległość.
          - W taki sposób się mnie nie pozbędziesz - oznajmiam, uśmiechając się serdecznie.
          Siadam na stojącym obok łóżka krześle i przyglądam Ci się z uwagą. Wykrzywiasz usta z niezadowolenia, jednak mnie to nie interesuje - nawet kiedy udajesz złośnicę, wyglądasz cudownie.
          - Kocham Cię - szepczę Ci do ucha. Lekko się wzdrygasz, a następnie odwracasz głowę w drugą stronę, aby nie musieć na mnie patrzyć. Ja jednak się nie poddaję. Podnoszę krzesło, obchodzę łóżko naokoło i postawiwszy je w miejscu, w którym na pewno mnie dostrzeżesz, siadam. Twoje oczy znajdują się na wysokości moich kolan, z pewnością widzisz, jak oparte na nich dłonie drżą ze zdenerwowania.
          Chcę móc spojrzeć w błękit Twoich tęczówek, nie mogę znieść Twojej ignorancji. Odsuwam krzesło i przykucam w miejscu, w którym jeszcze przed momentem stało.
          Spoglądam na Ciebie rozmarzonym wzrokiem.
          - Mówiłem Ci już, że Cię kocham? - zadaję idiotyczne pytanie, po czym składam pocałunek na Twoim policzku.
          - Nienawidzę cię - powtarzasz po raz kolejny. Nie zdajesz sobie sprawy, że wiem o Twoich prawdziwych uczuciach, nie śmiesz nawet przypuszczać, że mogę znać prawdę o Painicie.
          Z Twoich oczu spływa pojedyncza łza, która po chwili ginie w zieleni szpitalnej poduszki.
          - Zostaw mnie - mówisz błagalnym tonem.
          Serce pęka mi, ilekroć słyszę kierowane w moją stronę słowa, jednak wiem, że nie mogę się poddać. Nie zdajesz sobie sprawy, że odkryłem skrywaną przez Ciebie tajemnicę. Nie chcę Cię stresować, więc milczę i nie poruszam tego tematu.
          Składam pocałunek na Twoim policzku i nie spoglądając w Twoją stronę, opuszczam salę. Postanawiam dać Ci więcej czasu.



Długość tego rozdziału jest zbyt żałosna, nawet jak na mnie :/ Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Co u Was słychać? :) Czujecie już atmosferę świąt? Pisałyście dziś próbną maturę i jak większość populacji nienawidzicie Anek i Danek?
Co do blogowego świata, zdradzę Wam, że powstaje bardzo powoli nowy projekt w moim wykonaniu. Kto wie, może w przyszłym roku ujrzy światło dzienne?
Ślę całusy i do napisania za trzy tygodnie :*

wtorek, 1 listopada 2016

Rozdział V

          Wsiadam do samochodu i bezcelowo uderzam głową w kierownicę. Nie mogę uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Jak głupi czuwałem przy Twoim łóżku, czekając aż się obudzisz, pocieszałem Cię, starałem się dodać Ci sił... A Ty wyrzuciłaś mnie, mówiąc, że masz nową miłość, Fabrizio. Ciekawi mnie, gdzie był ten cały Fabrizio, gdy Ty prawie umierałaś na stole operacyjnym.
          Kiedy po raz kolejny uderzam głową w kierownicę, słyszę jak klakson wydaje głośny, irytujący dźwięk. Opieram się o zagłówek siedzenia i przyglądam się samochodom manewrującym po podziemnym parkingu szpitala. Z oddali do moich uszu dociera dźwięk odjeżdżających karetek.
          Przekręcam kluczyk w stacyjce i odpalam auto. Staram się jak najszybciej opuścić teren szpitala, kilkukrotnie wymuszam pierwszeństwo na innych kierowcach. Słyszę, jak trąbią na mnie pełni niezadowolenia, jednak zupełnie ignoruję ich narzekania.
          Włączam się do ruchu i kieruję się w nieznaną stronę.
          Irytuje mnie otaczająca mnie cisza, więc postanawiam włączyć radio. Aby zapomnieć o smutku, wsłuchuję się w muzykę płynące z głośników. To o niej staram się myśleć, a nie o cząstce siebie, którą pozostawiłem w szpitalu.

I'm here without you baby
But you're still on my lonely mind
I think about you baby
And I dream about you all the time
I'm here without you baby
But you're still with me in my dreams


          Niezadowolony uderzam pięścią w tapicerkę samochodu. Nienawidzę takich ckliwich piosenek, zwłaszcza, gdy ich słowa przypominają mi o czymś, czego staram się pozbyć z umysłu.
          Przełączam stację i w dalszej podróży towarzyszą mi rockowe hity lat dziewięćdziesiątych. Zaczynam nucić znane mi melodie, omal nie zagłuszając w ten sposób sygnału przychodzącej wiadomości tekstowej. Wyciągam telefon z kieszeni, sprawdzając, kto próbuje się ze mną skontaktować, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, na wyświetlaczu nie ma żadnej informacji o nieodczytanym SMS-ie.
          Nieumyślnie odchylam głowę w prawo i dostrzegam leżącą na siedzeniu pasażera torebkę. Uświadamiam sobie, że to prawdopodobnie Twój telefon zaczął pikać, oznajmiając nadejście nowej wiadomości.
          Po lewej stronie drogi dostrzegam jakąś stację paliw. Skręcam i już po chwili mój samochód staje na parkingu. Wyjmuję telefon z torebki, wpisuję hasło i odczytuję treść SMS-u.

Jak się czujesz? Masz ochotę na powtórkę z rozrywki?

         Zaintrygowany naciskam palcami kilka ikonek na ekranie komórki, przenoszę się do folderu z wiadomości i bez skrupułów przeglądam rozmowę z nadawcą powyższej informacji, kimś, kogo nazwałaś Painitem.
          Czytam ostatnie SMS-y, jednak nie jestem w stanie zrozumieć ich sensu. Uważnie analizuję każde słowo, myśląc, że stworzyliście i posługujecie się jakimś szyfrem, który powinien być niezrozumiały dla zwykłych ludzi, a w szczególności dla mnie. Podejrzewam, że ów Painit to Twój kochanek, Fabio, Fabrizio... Nie pamiętam już, jak się nazywał.
          Aby móc zinterpretować waszą wymianę zdań, przenoszę się do początku konwersacji, do pierwszego SMS-u, jaki otrzymałaś.

Piękna suknia, choć zdecydowanie bardziej pasowałaby ci żałobna czerń. Painit
Przystojny ten twój kolega... Szkoda by było, gdyby coś złego spotkało tę jego piękną twarzyczkę.

Zostaw go w spokoju, to ja jestem Twoim przekleństwem, nie on.

          Czytam te wiadomości, próbując zrozumieć ich sens, jednak z marnym skutkiem. Wciąż nie mam pojęcia, kim jest tajemniczy Painit i dlaczego wypisuje do Ciebie tak idiotyczne SMS-y. Nieco się martwię, gdyż nie wiem, czy jego słowa jakkolwiek przemieniają się w czyny.
          - Painit - powtarzam obojętnie. Wyraz ten wydaje mi się dziwnie znajomy, jednak nie jestem w stanie ustalić kiedy i w jakich okolicznościach go już słyszałem.
          Wyciągam telefon komórkowy z kieszeni i wpisuję interesujące mnie słowo w wyszukiwarce internetowej. Wchodzę w pierwszą stronę, która ukazuje się na wyświetlaczu i uważnie czytam artykuł poświęcony temu, jak się okazuje, drogiemu i rzadkiemu minerałowi wykorzystywanemu w jubilerstwie. Zapewne widziałem już jego nazwę, gdy wybierałem pierścionek zaręczynowy.

Masz rację, jesteś moim przekleństwem. Z tego powodu powinienem uderzyć w twój najsłabszy punkt: jego.


Chcesz pozbyć się kolejnej niewinnej osoby? Zdążyłeś już zatęsknić za więziennymi murami?

Moim głównym celem jest pozbycie się ciebie. A ty wcale nie jesteś taka niewinna, za jaką chcesz być uważana.

Spotkajmy się dziś o 20 w Parku Dywizji Acqui. W przeciwnym razie coś złego może spotkać twojego przyjaciela.

          Jestem zaskoczony i zaniepokojony jednocześnie. Nie wiem, kim jest Painit ani skąd go znasz, ale powoli uświadamiam sobie, że to on jest powodem, dla którego mnie zostawiłaś, po prostu się go bałaś.
          Towarzyszą mi skrajne emocje: strach i ulga. Z jednej strony mam pewność, że mnie kochasz i nie chciałaś, aby stała mi się jakakolwiek krzywda, z drugiej - jesteś prześladowana przez psychopatę, który zwabił Cię do parku na drugim końcu miasta i próbował zabić.
          Zastanawiam się, dlaczego się na to zgodziłaś.
          Dlaczego o niczym mi nie powiedziałaś? Dlaczego nie poszłaś na policję? Dlaczego chciałaś sama rozwiązać problem za cenę swojego życia? Kim jest dla Ciebie Painit? Jak się poznaliście? Co takiego mu zrobiłaś, że w ramach zemsty chce Cię zabić? Co miał na myśli, pisząc, że nie jesteś tak niewinna, za jaką chcesz być uważana?
          Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi...
          Jedyne co wiem na pewno to to, że nie pozwolę, aby Painit kiedykolwiek ponownie się do Ciebie zbliżył. Choćbym sam miał zapłacić za to najwyższą cenę.


To już piątka... Jak ten czas szybko leci. Jeszcze kilka rozdziałów i będę mogła zaprezentować Wam epilog historii. (No, trochę więcej niż kilka). Co sądzicie o tym wszystkim, co się tutaj wyprawia? Jestem ciekawa Waszej opinii i spostrzeżeń.
Rozdział publikuję wcześniej (niespodzianka!), bo nie wiem, czy jutro starczy mi na to czasu.
Przypominam o ankiecie po prawej stronie, która nie jest dla mnie w żaden sposób wiążąca, ale chce zaspokoić moją ciekawość.
Mam nadzieję, że te kolorowe zapisy wyglądają u Was w miarę czytelnie, gdyż miałam z nimi spory problem :/
Całusy :*