środa, 12 października 2016

Rozdział IV

          Otwieram drzwi samochodu i wrzuciwszy na siedzenie pasażera Twoją torebkę, przekręcam kluczyki w stacyjce. Nie marnuję czasu, chcę jak najszybciej znaleźć się w szpitalu, usiąść obok Ciebie, chwycić Twoją maleńką dłoń i obiecać Ci, że wszystko będzie dobrze i Cię nie opuszczę.
          Wyjeżdżam z parkingu z nadzieją, że bez większych problemów dotrę do celu. Z powodu wczesnej godziny drogami Modeny porusza się stosunkowo niewiele samochodów, dopiero za kilkadziesiąt minut pracownicy opuszczą swoje mieszkania, aby nie spóźnić się do pracy.
          Widzę, jak sygnalizator świetlny pokazuje pomarańczowe światło. Ani przez chwilę się nie zastanawiając, naginam przepisy prawa i kontynuuję swoją podróż.
          Kilka minut później, na innym skrzyżowaniu jestem zmuszony się zatrzymać. Kierowca jadący przede mną postanowił się zatrzymać i przepuścić starszą, podpierającą się laską staruszkę.
          Używam sygnalizatora dźwiękowego, aby uświadomić jej, że niektórzy mogą się gdzieś spieszyć i jednocześnie, w duszy, proszę ją, aby nieco przyspieszyła kroku. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, kobieta zatrzymuje się na środku przejścia dla pieszych i nieco unosi swoją laskę, jakby chciała mi pogrozić.
          Uderzam głową w kierownicę, nie dowierzając. Zastanawiam się, czy, gdybym pojechał objazdem, nie dotarłbym szybciej na miejsce.
          - W końcu - mówię do siebie, kiedy staruszka staje na chodniku, umożliwiając samochodom przejazd. Naciskam pedał gazu i przekraczając o kilka kilometrów dozwoloną prędkość, pędzę do szpitala - Za chwilę będę przy Tobie - powtarzam w myślach.
~*~
          Przemierzam korytarz, poszukując oddziału intensywnej terapii. Jadąc do szpitala, nie zdawałem sobie sprawy, że leżysz w tej części szpitala. Przyznam, że gdy kobieta w okienku zapytana o Twoje nazwisko kazała mi kierować się w stronę OIOM-u, lekko zadrżałem.
          Stoję przed drzwiami, nad którymi wisi tabliczka z wielkim napisem Oddział Intensywnej Opieki Medycznej i lekko naciskam klamkę. Zestresowany przekraczam próg i już po chwili znajduję się w wielkim, sterylnym korytarzu, na którym ustawiono szereg małych, niewygodnych krzeseł. Tuż obok wejścia, po prawej stronie znajduję się pokój pielęgniarek, do którego bez chwili zawahania pukam.
          - Słucham? - na zewnątrz wychodzi starsza, zgarbiona sanitariuszka i ze złością zadaje mi pytanie. Chyba nie podoba jej się fakt, że przybywam tu o tak wczesnej porze i przerywam jej picie kawy i zajadanie się ciasteczkami oraz odciągam ją od wesołej rozmowy z koleżankami.
          - Szukam Franceski Coletti - oznajmiam natychmiast, nie chcąc przeszkadzać kobiecie w pracy.
          - Czwarte drzwi po lewej. Na razie nie może pan wejść do środka, godziny wizyt zaczynają się o szesnastej - informuje mnie pielęgniarka. Skinieniem głowy daję jej do zrozumienia, że rozumiem i dziękuję za przysługę.
          Wszystkie drzwi i ściany są przeszklone, więc doskonale widzę, co dzieje się w każdej sali. Spoglądam przez mijane szyby i dostrzegam innych pacjentów oddziału przypiętych do setek kabelków, nad których łóżkami znajdują się różne monitory kontrolujące prawdopodobnie funkcje życiowe. Z każdym pokonywanym krokiem, denerwuję się coraz bardziej. Martwię się, jaki widok zastanę za czwartymi drzwiami.
          Zatrzymuję się przy ścianie między trzecią a czwartą salą. Moje serce bije jak oszalałe, nie wiem, czy jestem gotowy, aby Cię ujrzeć. Biorę głęboki wdech i po przejściu zaledwie jednego kroku, spoglądam niepewnie w szybę.
          Widzę Cię. Leżysz bezwładnie na zielonej poduszce, przykryta kołdrą w tym samym kolorze. Spod szpitalnej koszuli wystają różne kabelki przypięte do monitora. Można na nim dostrzec pięć różnobarwnych linii - niektórych krzywych, innych prostych. Nie wiem, czy taki widok powinien mnie cieszyć, gdyż medycyna jest (od zawsze była) dla mnie zupełnie obcym zagadnieniem. W woreczku obok Twojego łóżka znajduje się krew, która cienką rurką jest doprowadzana do Twojego organizmu.
          Ten widok zapiera mi dech w piersi. W myślach przeklinam się za uciekanie z lekcji biologii, gdybym w okresie swojej młodości nie wagarował, teraz być może wiedziałbym, na ile poważny jest Twój stan.
          Wpatruję się w Twoje powieki, naiwnie czekając na moment, kiedy je otworzysz i ukażesz swoje piękne, błękitne oczy. Ty jednak wciąż śpisz.
          Gdy spoglądam na Ciebie, widzę najdelikatniejsze i najbardziej niewinne stworzonko, jakie kiedykolwiek chodziło po Ziemi. Nie jestem w stanie uwierzyć, że mogłabyś mnie zdradzić, nie wierzę, że ta bezbronna osoba, którą widzę przez szybę złamała moje serce.
          Czuję, jak coś zaczyna wibrować w tylnej kieszeni moich spodni. Wyciągam telefon, aby odebrać lub odrzucić połączenie i z zaskoczeniem odkrywam, że dobiega trzynasta.
          Na wyświetlaczu widnieje biały napis "Babcia", a tuż nad nim widzę jej promienny uśmiech.
          - Tak, babciu? - zaczynam rozmowę.
          - Cześć Matteo. Wraz z dziadkiem zastanawiamy się, czy nie chciałbyś nas wkrótce odwiedzić? Może wpadniesz jutro na obiad? - zapytała uprzejmie babcia. Często wraz z dziadkiem zapraszali mnie do siebie. Sam nie wiem dlaczego, ale uwielbiała mnie dokarmiać. Ośmielę się stwierdzić, że to dzięki niej mierzę dziś ponad dwa metry.
          - Przykro mi, babciu, ale w najbliższej przyszłości nie dam rady - oznajmiam najdelikatniej, jak tylko potrafię. Nie chcę, aby było jej przykro, że po raz kolejny nie mam dla niej czasu.
          - No dobrze - stwierdza, starając się ukryć pretensję w głosie - Ale gdybyś jednak miał ochotę wpaść na ten obiad, to zapraszamy.
          - Oczywiście - zapewniam i się rozłączam. Jestem pewien, że gdyby moi dziadkowie wiedzieli, co się dzieje w moim życiu, zrozumieliby, dlaczego nie mogę ich odwiedzić. Z drugiej strony, nie chcę ich niepotrzebnie martwić, wolę, aby myśleli o mnie jako o złym wnuku.
          Siadam na jednym z niewygodnych krzesełek, znajdującym się dokładnie na przeciwko szyby, aby móc cały czas Cię obserwować. Boję się, że gdy tylko spuszczę Cię z oczu, Ty postanowisz na zawsze mnie opuścić. Uderzam się w policzek na samą myśl o Twojej śmierci, wiem, że nie powinna się ona nawet pojawić w mojej głowie.
          Po kilku minutach przyglądania Ci się z pozycji siedzącej, w końcu dostrzegam jakąś zmianę. Gwałtownie podnoszę się z krzesła i podbiegam do szyby, aby upewnić się, że to nie były przywidzenia.
          Ku mojej uciesze okazuje się, że to, co zobaczyłem to prawda. W końcu, pierwszy raz od momentu napadu, otwierasz oczy. Na korytarzu natychmiast pojawia się lekarz, który delikatnie otwiera drzwi i wchodzi do sali, w której się znajdujesz.
          Ponieważ ściany nie są dźwiękoszczelne, doskonale słyszę waszą wymianę zdań. Najpierw lekarz pyta Cię o samopoczucie i tłumaczy co się stało. Wyjaśnia, że zostałaś ugodzona nożem w brzuch przez zakapturzonego sprawcę.
          - Niestety nie udało nam się uratować dziecka - oznajmia w pewnym momencie.
          Nieruchomieję z przerażenia. Jakiego dziecka? O czym on mówi? Ignoruję wszystkie zastrzeżenia pielęgniarek i regulaminy, które zabraniają mi wchodzić do sali, w której leżysz. Otwieram drzwi i bez słowa kucam przy Twoim łóżku, delikatnie ściskając Twoją dłoń. Drugą ręką gładzę Twoje włosy, chcąc w ten sposób Cię wesprzeć i dodać otuchy. Widzę zdenerwowanie na Twojej twarzy i pierwsze łzy w Twoich oczach. Nie możesz uwierzyć w to, co właśnie usłyszałaś.
          Lekarz spogląda na mnie ze zdziwieniem, jednak rozumiejąc powagę sytuacji, pozwala zostać mi przy Tobie. Z jego ust płynie potok słów, które oboje ignorujemy. Nie jesteśmy w stanie skupić się na niczym innym niż wewnętrzny ból, który nam towarzyszy.
          Odrzucasz moją dłoń i obracasz się na bok, tyłem do mnie. Słyszę Twoje ciche łkanie.
          - Wyjdź stąd - rzucasz oschle, połykając łzy. Nie słucham Cię, wiem, że nie możesz zostać teraz sama a moje wsparcie na pewno okaże się przydatne - Odejdź - nieco wzmacniasz ton swojego głosu, jednak ja wciąż ignoruję Twoje prośby - Za chwilę będzie tu Fabrizio - niemal krzyczysz.
          Twoje ostatnie słowa przykuwają moje serce niczym szpilka. Nie zastanawiam się ani przez chwilę, natychmiast opuszczam pomieszczenie. Urażona męska duma nie pozwala mi zostać w tym samym pomieszczeniu co Ty.


Überraschung!
Witam Was gorąco z czwóreczką. Ten rozdział nie należy do moich ulubionych, szczerze powiedziawszy.
Pragnę Was gorąco przeprosić za moją absencję u Was. Powoli czytam Wasze dzieła. Niestety brak czasu rujnuje moje blogowe życie.
Po prawej zostawiam Wam małą ankietę. Liczę na Wasze głosy. I nie obiecuję, że jej wyniki zostaną kiedykolwiek wykorzystane. Chyba po prostu chcę zaspokoić moją ciekawość :)
Do napisania!