Wiem, że chciałaś mnie chronić i nigdy nie przestałaś mnie kochać. Wmówiłaś mi zdradę, chcąc, abym nie cierpiał z powodu Twojego odejścia.
Nie wzięłaś jednak pod uwagę poziomu mojej inteligencji i tego, że mogę poznać prawdę dotyczącą Twojego niemal idealnego planu pozbycia się mnie i zapewnienia mi bezpieczeństwa. Czuję się bezużyteczny - powszechnie znana jest opinia o tym, że to mężczyzna powinien chronić kobietą, nie odwrotnie.
Jestem żałosny. Nie zapewniłem Ci bezpieczeństwa, to przeze mnie leżysz teraz ledwo żywa w szpitalu.
Szybkim krokiem zmierzam w stronę Oddziału Intensywnej Terapii. Chcę jak najszybciej móc z Tobą porozmawiać, przytulić Cię, powiedzieć, że wszystko Ci wybaczam i po prostu być przy Tobie.
Naciskam klamkę, popycham lekko drzwi i już chcę wejść do sali, w której się znajdujesz, gdy nagle słyszę głos lekarza.
- Nie może pan tam wejść - oznajmia mi. Spoglądam na niego zaskoczony, a w następnej kolejności zerkam na wiszący na ścianie zegar.
- To przecież czas odwiedzin - stwierdzam, na co ten przytakuje.
- Nie może pan tam wejść z kwiatami - uśmiecha się pobłażliwie, kierując swój wzrok na trzymany przeze mnie bukiet błękitnych róż. Gdy jechałem do Ciebie, zobaczyłem stojącą na chodniku kwiaciarkę i stwierdziłem, że na pewno ucieszy Cię taki drobny prezent. Kobieta doradziła mi wzięcie niebieskich kwiatów, ponieważ, podobno, są symbolem wiecznej wierności.
- Cóż... - kręcę głową z niezadowoleniem - W takim razie proszę je wziąć - wpycham wiązankę w ręce lekarza - Pana żonie na pewno się spodobają - dodaję, puszczając mu oczko i nie czekając na jego reakcję, przekraczam próg między korytarzem a salą, w której leżysz.
Stawiam drobne kroki, pełne obawy, gdy kieruję się w stronę Twojego łóżka. Unosisz lekko głowę i obojętnie na mnie spoglądasz. Opadasz bezwładnie na poduszkę i szepczesz cicho lecz stanowczo:
- Wyjdź stąd.
Nie wychodzę.
Robisz dobrą minę do złej gry. Mówisz, że nie chcesz mnie widzieć, wspominasz o nienawiści, jaką mnie darzysz, ale oboje wiemy, że cieszy Cię moja obecność. Każde wypowiedziane przez Ciebie kłamstwo na mój temat działa na mnie jak płachta na byka. Jedna fałszywa informacja o Twoich uczuciach to dwa kroki, które pokonuję, aby zniwelować dzielącą nas odległość.
- W taki sposób się mnie nie pozbędziesz - oznajmiam, uśmiechając się serdecznie.
Siadam na stojącym obok łóżka krześle i przyglądam Ci się z uwagą. Wykrzywiasz usta z niezadowolenia, jednak mnie to nie interesuje - nawet kiedy udajesz złośnicę, wyglądasz cudownie.
- Kocham Cię - szepczę Ci do ucha. Lekko się wzdrygasz, a następnie odwracasz głowę w drugą stronę, aby nie musieć na mnie patrzyć. Ja jednak się nie poddaję. Podnoszę krzesło, obchodzę łóżko naokoło i postawiwszy je w miejscu, w którym na pewno mnie dostrzeżesz, siadam. Twoje oczy znajdują się na wysokości moich kolan, z pewnością widzisz, jak oparte na nich dłonie drżą ze zdenerwowania.
Chcę móc spojrzeć w błękit Twoich tęczówek, nie mogę znieść Twojej ignorancji. Odsuwam krzesło i przykucam w miejscu, w którym jeszcze przed momentem stało.
Spoglądam na Ciebie rozmarzonym wzrokiem.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? - zadaję idiotyczne pytanie, po czym składam pocałunek na Twoim policzku.
- Nienawidzę cię - powtarzasz po raz kolejny. Nie zdajesz sobie sprawy, że wiem o Twoich prawdziwych uczuciach, nie śmiesz nawet przypuszczać, że mogę znać prawdę o Painicie.
Z Twoich oczu spływa pojedyncza łza, która po chwili ginie w zieleni szpitalnej poduszki.
- Zostaw mnie - mówisz błagalnym tonem.
Serce pęka mi, ilekroć słyszę kierowane w moją stronę słowa, jednak wiem, że nie mogę się poddać. Nie zdajesz sobie sprawy, że odkryłem skrywaną przez Ciebie tajemnicę. Nie chcę Cię stresować, więc milczę i nie poruszam tego tematu.
Składam pocałunek na Twoim policzku i nie spoglądając w Twoją stronę, opuszczam salę. Postanawiam dać Ci więcej czasu.
Nie wzięłaś jednak pod uwagę poziomu mojej inteligencji i tego, że mogę poznać prawdę dotyczącą Twojego niemal idealnego planu pozbycia się mnie i zapewnienia mi bezpieczeństwa. Czuję się bezużyteczny - powszechnie znana jest opinia o tym, że to mężczyzna powinien chronić kobietą, nie odwrotnie.
Jestem żałosny. Nie zapewniłem Ci bezpieczeństwa, to przeze mnie leżysz teraz ledwo żywa w szpitalu.
Szybkim krokiem zmierzam w stronę Oddziału Intensywnej Terapii. Chcę jak najszybciej móc z Tobą porozmawiać, przytulić Cię, powiedzieć, że wszystko Ci wybaczam i po prostu być przy Tobie.
Naciskam klamkę, popycham lekko drzwi i już chcę wejść do sali, w której się znajdujesz, gdy nagle słyszę głos lekarza.
- Nie może pan tam wejść - oznajmia mi. Spoglądam na niego zaskoczony, a w następnej kolejności zerkam na wiszący na ścianie zegar.
- To przecież czas odwiedzin - stwierdzam, na co ten przytakuje.
- Nie może pan tam wejść z kwiatami - uśmiecha się pobłażliwie, kierując swój wzrok na trzymany przeze mnie bukiet błękitnych róż. Gdy jechałem do Ciebie, zobaczyłem stojącą na chodniku kwiaciarkę i stwierdziłem, że na pewno ucieszy Cię taki drobny prezent. Kobieta doradziła mi wzięcie niebieskich kwiatów, ponieważ, podobno, są symbolem wiecznej wierności.
- Cóż... - kręcę głową z niezadowoleniem - W takim razie proszę je wziąć - wpycham wiązankę w ręce lekarza - Pana żonie na pewno się spodobają - dodaję, puszczając mu oczko i nie czekając na jego reakcję, przekraczam próg między korytarzem a salą, w której leżysz.
Stawiam drobne kroki, pełne obawy, gdy kieruję się w stronę Twojego łóżka. Unosisz lekko głowę i obojętnie na mnie spoglądasz. Opadasz bezwładnie na poduszkę i szepczesz cicho lecz stanowczo:
- Wyjdź stąd.
Nie wychodzę.
Robisz dobrą minę do złej gry. Mówisz, że nie chcesz mnie widzieć, wspominasz o nienawiści, jaką mnie darzysz, ale oboje wiemy, że cieszy Cię moja obecność. Każde wypowiedziane przez Ciebie kłamstwo na mój temat działa na mnie jak płachta na byka. Jedna fałszywa informacja o Twoich uczuciach to dwa kroki, które pokonuję, aby zniwelować dzielącą nas odległość.
- W taki sposób się mnie nie pozbędziesz - oznajmiam, uśmiechając się serdecznie.
Siadam na stojącym obok łóżka krześle i przyglądam Ci się z uwagą. Wykrzywiasz usta z niezadowolenia, jednak mnie to nie interesuje - nawet kiedy udajesz złośnicę, wyglądasz cudownie.
- Kocham Cię - szepczę Ci do ucha. Lekko się wzdrygasz, a następnie odwracasz głowę w drugą stronę, aby nie musieć na mnie patrzyć. Ja jednak się nie poddaję. Podnoszę krzesło, obchodzę łóżko naokoło i postawiwszy je w miejscu, w którym na pewno mnie dostrzeżesz, siadam. Twoje oczy znajdują się na wysokości moich kolan, z pewnością widzisz, jak oparte na nich dłonie drżą ze zdenerwowania.
Chcę móc spojrzeć w błękit Twoich tęczówek, nie mogę znieść Twojej ignorancji. Odsuwam krzesło i przykucam w miejscu, w którym jeszcze przed momentem stało.
Spoglądam na Ciebie rozmarzonym wzrokiem.
- Mówiłem Ci już, że Cię kocham? - zadaję idiotyczne pytanie, po czym składam pocałunek na Twoim policzku.
- Nienawidzę cię - powtarzasz po raz kolejny. Nie zdajesz sobie sprawy, że wiem o Twoich prawdziwych uczuciach, nie śmiesz nawet przypuszczać, że mogę znać prawdę o Painicie.
Z Twoich oczu spływa pojedyncza łza, która po chwili ginie w zieleni szpitalnej poduszki.
- Zostaw mnie - mówisz błagalnym tonem.
Serce pęka mi, ilekroć słyszę kierowane w moją stronę słowa, jednak wiem, że nie mogę się poddać. Nie zdajesz sobie sprawy, że odkryłem skrywaną przez Ciebie tajemnicę. Nie chcę Cię stresować, więc milczę i nie poruszam tego tematu.
Składam pocałunek na Twoim policzku i nie spoglądając w Twoją stronę, opuszczam salę. Postanawiam dać Ci więcej czasu.
Długość tego rozdziału jest zbyt żałosna, nawet jak na mnie :/ Mam nadzieję, że mi to wybaczycie.
Co u Was słychać? :) Czujecie już atmosferę świąt? Pisałyście dziś próbną maturę i jak większość populacji nienawidzicie Anek i Danek?
Co do blogowego świata, zdradzę Wam, że powstaje bardzo powoli nowy projekt w moim wykonaniu. Kto wie, może w przyszłym roku ujrzy światło dzienne?
Co do blogowego świata, zdradzę Wam, że powstaje bardzo powoli nowy projekt w moim wykonaniu. Kto wie, może w przyszłym roku ujrzy światło dzienne?
Ślę całusy i do napisania za trzy tygodnie :*